Waldemar wrócił do Krakowa i pracuje w ochronie w jednym z tych dużych
marketów dokładnie tak samo jak na początku swej kariery zawodowej. Jego rola
polegała głównie na podrywaniu kasjerek i zaglądaniu w oczy klientkom.
Było gorąco, bardzo gorąco. Waldemar popatrzył z wyrzutem na
złodzieja. Trzeba być skończonym
głupkiem aby kraść w taki upał. Jak mu się chce.
Złodziej popatrzył na ochroniarza i pomyślał – prawie się
udało ale się nie udało. Jest gorąco to może nie będzie mu się chciało mnie
gonić.
Stój – zawołał Waldemar zrezygnowanym głosem. Stój bo będę
strzelał – ni to ostrzegł, ni zagroził.
Nie strzelaj, posądzą cię o rasizm, chyba widzisz że jestem
czarny – burknął złodziej. I od kiedy macie broń, z czego zamierzasz strzelać?
W ryj cię strzelę – wrzasnął Waldemar, któremu puściły nerwy.
Złodziej trzymał w rękach reklamówkę pełną skradzionego
towaru i stał w drzwiach drogerii.
Wchodzisz albo wychodzisz, tu klimatyzacja jest – syknęła wkurwiona
Staszka czyli Oliwka, która przyszła po podpaski i stała niezdecydowana przed
półką z promocjami. Kupić więcej-nie kupić? A
jak to jest ostatnia miesiączka to co z tym zrobię – rozważała w
myślach.
Tymczasem Krysia wysłała męża na dział spożywczy po ocet i
kwasek cytrynowy.
Rysiek wrócił wioząc na dnie koszyka proszki do pieczenia i cukier
wanilinowy. Jezu, ty masz Alzheimera – przeraziła się. Przecież miałeś kupić
ocet i kwasek!
Och, rzeczywiście, pomyliłem się. Ale nie mam Alzheimera, co
ty, kochanie, jestem po prostu zakochany.